Gdy choroba upokarza...

    W moim życiu było i nadal jest wiele momentów, w których muszę tańczyć jak mi zagra choroba. Jaka choroba? W tej chwili odzywają się prawie wszystkie naraz. Dysplazja barków, schizofrenia oraz dyskalkulia, czasami też depresja, gdy nie wezmę leków przez 2 dni.

                                                        Depresja 

     Zachęca mnie do samobójstwa chociaż nie mam ku temu powodów. Nęka mnie natrętnymi myślami chcąc mi wmówić, że nie jestem nic warta, że moje życie nie ma sensu. Często przez nią w tłumie ludzi ledwo powstrzymuje się od płaczu. Gdybym miała wybrać, którą chorobę wolę schizofrenię, czy depresję. Wybrałabym schizofrenię. Nikt tak skutecznie nie upokarza i nie wysysa duszy jak depresja. Ah... gdyby była człowiekiem dałabym jej po pysku i więcej, by ze mną nie rozmawiała. A tak muszę się z nią użerać za każdym razem, gdy nie wezmę tabletki na poprawę humoru, a ostatnio nawet, gdy wezmę przepisane leki mówi mi, że życie nie ma sensu. Do mojej głowy przenikają myśli mówiące, że jestem beznadziejna, a życie nie ma sensu. Staram się z nimi walczyć, ale nie wiem na jakiej podstawie mogłabym im się przeciwstawić. Przecież pewnie mają rację.

                                                   Schizofrenia


     Najbardziej upokarzającymi momentami przy schizofrenii są zaniki pamięci. To tak jakby w wieku 20 lat mieć Alzheimera. Gdy zaczynałam leczenie trudno było mi zapamiętać ciąg zadań, które miałam zrobić. To było bardzo frustrujące mieć 17 lat i nie pamiętać tego co wbrew pozorom jest często potrzebne. Dlatego zrezygnowałam z rysunku architektonicznego, na którym musiałam spamiętać cały schemat rysownia brył. Poddałam się po pierwszych zajęciach. Na szczęście po czasie dzięki lekom i codziennej potrzebie zapamiętywania sporej dawki wiedzy nie mam większego problemu z pamięcią. Chociaż nadal  problemem jest rozpoznawanie twarzy. Gdy nie jestem z bliską osobą to nie pamiętam tego jak wygląda, nieważne ile czasu z nią spędziłam i od jak dawna się znamy. Jeszcze gorzej jest, gdy poznaje obcą mi wcześniej osobę lub mam rozpoznać człowieka, którego widziałam raz w życiu. Nigdy nie wiem z jakim wydarzeniem kojarzyć osobę stojącą przede mną, gdy rozmawia ze mną na temat, na który jakiś czas temu konwersowałyśmy udaję, że pamiętam poprzednią rozmowę chociaż nie mam bladego pojęcia o co chodzi.

    Jednym z gorszych doświadczeń jest także odczuwanie męskiej dłoni na policzku. Oczywiście wyimaginowanej przez mój jakże kochany mózg. Czuję jak mnie dotyka i głaszcze. Jest to rodzaj "złego dotyku". Czuję się zbrukana, upodlona. Mężczyzna trzymający rękę na moim policzku mimo tego, że mówię mu, w myślach, żeby przestał nie robi tego. Krzyczę na niego, dotykam policzka, ale nic nie pomaga. Pojedyncza łza spływa mi po policzku.

                                                       Dyskalkulia


   Ktoś powie, że po prostu jestem kiepska z matmy, ale ja wiem, że siedząc przy niej codziennie godzinami cudem było, abym dostała dwójkę i nie była to wina korepetytora. Siedziałam z naprawdę wieloma różnymi osobami, które skakały wokół mnie, żeby jak najlepiej przekazać mi całą swoją wiedzę. Najgorszym momentem z dyskalkulią było zaliczanie semestru lub całego roku
z przedmiotów ścisłych. Właśnie przez nią nie uzyskałam zawodu oraz matury. Gdy reszta osób
z mojego rocznika pracuje w swoim zawodzie albo idzie na studia ja siedzę w domu nie mogąc znaleźć pracy, ani pójść na studia.

    Pójście do tablicy na matematyce zawsze równało się z tym, że reszta klasy mnie wyśmieje. Jedno z takich razów miało miejsce, gdy byłam w pierwszych klasach podstawówki. Podeszłam do zielonej, gładkiej tafli przytwierdzonej do ściany. Mózg zaciął się i nie chciał zinterpretować tego co pisało przede mną, a tym bardziej dodać dwóch składników, widocznych przede mną, do siebie. Po chwili reszta dzieci obecnych w klasie zaczęła się głośno śmiać, a ja płakać w odpowiedzi na pytanie nauczycielki powiedziałam, że płaczę bo tęsknię za tatą. Na szczęście po kilku sekundach zostałam uwolniona poprzez koniec lekcji.

     Więcej o życiu z dyskalkulią w tym poście.

                                                     Dysplazja barków  


    Upokorzenie nie przychodzi tylko ze strony chorób psychicznych. Więc przejdźmy do dysplazji barków. Co to jest? To zbyt małe panewki ukształtowane tak z powodów genetycznych. Pomińmy ból związany z rehabilitacją i ten przed nią. O tym jeszcze napisze. Chodzi mi o sytuacje, w której siedziałam na szpitalnym korytarzu płacząc przy wszystkich ludziach siedzących w kolejce do ortopedy. Wcześniej bolał mnie jedynie lewy bark tak bardzo, że ledwo nim ruszałam. Przez co straciłam siłę w ręce. Nie byłam w stanie nic nią podnieść, czy zrobić. Do szpitala przyszłam ze względu na prawy bark. On też zaczął mnie boleć tak, że można było zwariować. Przez co oby dwie ręce były bezużyteczne. Byłam w drugiej klasie technikum ogrodniczym. Płakałam z bezsilności. Przecież jestem na wymarzonym kierunku, nie chce go zmieniać bo stracę dwa lata, gdyż przenieśli by mnie do innej klasy na inny profil, którego musiałabym uczyć się od podstaw. Czułam, że jestem skończona. Przecież nie mogę ruszyć rękami. Na domiar złego, gdy weszłam do lekarza z mamą ten zaczął krzyczeć, że jest zajęty ratowaniem życia, a nie zajmowaniem się takimi błahostkami. Z jednej strony go rozumiem, ale w tamtej chwili czułam, że moje życie legło w gruzach. 

      Poniżeniem było to kiedy ręce miałam tak osłabione, że nie mogłam przenieść kubka z kuchni do pokoju, z powodu bólu nie używałam rąk przez co stały się praktycznie bezużyteczne. Więc kiedy musiałam przenieść torbę, z którą chodziłam do szkoły to zatrzymywałam się co kilka metrów i stawiałam ją na ziemi żeby odpocząć. Kiedy szłam z kimś, ten ktoś nosił mi torbę. Któregoś dnia siedząc na przystanku postawiłam torbę obok siebie na ławce. Inaczej nie byłabym jej w stanie podnieść i wsiąść z nią do autobusu. Po pewnym czasie ławeczka zapełniła się starszymi paniami, które między sobą zaczęły mnie głośno obgadywać jaka to jestem nie wychowana. Łzy stanęły mi w oczach i miałam ochotę wykrzyczeć, że nie jestem w stanie ruszyć rękami, bo wiszą wzdłuż mojego ciała niczym ozdoby na choince. Jednak, gdy przyjechał autobus odeszłam w ciszy, zatrzymując się po drodze, aby ręce odpoczęły.

     

          

      Już możecie do mnie pisać na mail: dzienniczki66@wp.pl



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Domowy Escape Roome dla fana Harrego Pottera

Mam 22 lata i nigdy nie byłam w związku

Schizofrenia na Youtube