Czy samookaleczenie ma granice?

    Samookaleczanie to największe bagno w jakie można się wpakować z własnej woli. Czujesz emocjonalny ból tak duży, że masz ochotę wrzeszczeć i skrzywdzić się fizycznie, aby tylko psychika dała spokój? Pod żadnym pozorem nie tnij się. Nie stwierdzam tego jako osoba, która usłyszała o temacie i zamierza się wypowiedzieć. Jestem osobą, która to przeżyła i nadal ponosi konsekwencje. Dlaczego to odradzam? Ponieważ nie skończy się na jednym, małym cięciu. Czym twój ból emocjonalny będzie narastał, a tolerancja na ból fizyczny będzie się powiększać, tym większą krzywdę będziesz sobie wyrządzać. Może wam się zdawać, że takie odreagowanie uczuć to łatwy do zrealizowania pomysł. Tak jest cholernie łatwy, ale też działający na psychikę. Czym większą wprawę będziecie mieć tym większe obrażenia będziecie sobie zadawać. Czym większa rana tym większa blizna, która może z wami pozostać na zawsze.

     Naprawdę naczytałam się o ludziach, którzy w bolesny sposób sponiewierają swoje ciało i widziałam tego efekty. Od wąskich nacięć na nadgarstku, które uważałam za pociągające, czy też seksowne po nogi, z których zostały wycięte fragmenty ciała. Efekt mocnego cięcia do dziś widzę na ręce mojej cioci, wygląda jakby próbowała oddzielić od ciała połowę ręki. Na szczęście ja nie atakowałam swojego ciała tak bardzo, aby pozostały blizny do końca życia. Mimo to przez kilka kolejnych dni po przerwaniu własnej skóry ostrzem temperówki ukrywałam przed innymi to co zrobiłam. To co czułam było niewyobrażalnym wstydem. Nie potrafię powiedzieć dlaczego dokładnie, ale miałam ochotę zapaść się pod ziemię, aby nikt nie zobaczył moich ran. Zakrywałam je długimi rękawami, trzymając je kurczowo, aby się nie podwinęły. Miałam kilka „wpadek”, gdy odsłoniłam ręce. Na w-fie, gdzie byłam do tego zmuszona, gdy pod wpływem emocji przejechałam paznokciem przez środek twarzy tworząc krwawą szramę i przeszłam obok rodziców, albo przy założeniu 3/4 rękawów. Zwykle wystarczyło zwykłe kłamstwo - „kot mnie podrapał”, albo „zahaczyłam o gałęzie”.

     Nadal myślisz, że gdy naruszysz swoją skórę to nic się nie stanie? W moim przypadku przeszło to w uzależnienie. Kochałam ten błogi stan, który odczuwałam po każdym cięciu. W końcu nie mogłam bez tego wytrzymać. Po czasie zauważyłam, że moja potrzeba skrzywdzenia się była coraz częstsza. Potrzebowałam tego w każdej chwili. To było jak tlen. Nawet przy najmniejszym stresie musiałam na przykład wbijać paznokcie w rękę sprawdzając przy tym jak mocny zacisk wytrzymam. Jak to się skończyło? Głównie przez to, że koleżanka powiedziała mi, że jak jeszcze raz zobaczy mnie pociętą to zgłosi to szkolnemu psychologowi, a tego chciałam uniknąć. Niestety będąc w ciągu nie potrafiłam tego rzucić z dnia na dzień. Wyczytałam, że w takich sytuacjach pomaga strzelanie się gumką recepturką. U mnie nie zadziałało więc przeszłam na samo wbijanie paznokci w dłoń. Przestałam robić sobie większą krzywdę, ale nawyk, wręcz tytanowego uścisku został. Wrzeszczcie w poduszkę, rzucajcie nią, drzyjcie kartki, ale pod żadnym pozorem nie krzywdźcie się bo jest to studnia bez dna, do której łatwo wpaść.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

     Chcesz do mnie napisać? Możesz to zrobić w komentarzu albo wysłać mi maila na: dzienniczki66@wp.pl






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Domowy Escape Roome dla fana Harrego Pottera

Mam 22 lata i nigdy nie byłam w związku

Schizofrenia na Youtube