Moi prześladowcy

      Tak właściwie moja przygoda z prześladowcami zaczęła się w przedszkolu w Polsce. Wcześniej chodziłam do przedszkola w Holandii. Dlaczego znalazłam się na celowniku większości osób
z grupy? Byłam gruba (nie owijajmy w bawełnę), cicha, spokojna, powolna, zawsze słuchałam się nauczycieli, wrażliwa. Najwyraźniej stwierdzili, że jestem idealną ofiarą. Szydzili ze mnie
i pokazywali swoją wielkość. Przedszkole nauczyło mnie, że będą mi się podlizywać tylko wtedy jak będę miała coś wyjątkowego np. lalkę. Przyniosłam lalkę do przedszkola i oczywiście wszystkie nawet najpodlejsze dziewczyny automatycznie chciały się bawić. Bardziej z lalką niż ze mną.

     Jeśli chodzi o prześladowanie podstawówka była najgorszym okresem. Często stałam w kącie,
a wokół mnie stała grupa kilka chłopaków starszy ode mnie o ok. 3 lata. Wyzywali mnie od najgorszych i wyśmiewali się z mojej tuszy. W szatni gdzie przebierałyśmy się na WF najczęściej stałam obok drzwi. Chłopcy często otwierali drzwi pod którymi stałam wiele razy widzieli mnie w staniku. Jednak najgorszym do czego doszło było otwarcie mi drzwi w toalecie, gdy z niej korzystałam. Wyobraźcie sobie moje skrępownie w tamtym momencie. Chłopcy weszli do łazienki i kilka razy pukali w drzwi za każdym razem odpowiadałam, że jest zajęta. W pewnym momencie drzwi otwarły się na całą szerokość. Jedyne co byłam wtedy zrobić to zasłonić miejsca intymne. Stali nademną śmiejąc się. Było ich trzech lub dwóch o ile można by jednemu z nich wierzyć, że znalazł się tam przypadkowo. Nie wiem jak, ale znalazłam w sobie resztki sił, aby się ubrać. Żeby to zrobić musiałam wstać żegnając przy tym resztki godności i pójść do nauczycielki na świetlicy, aby wszystko opowiedzieć. Dostali ochrzan, ale zapewne się tym nie przejęli.

     Nawet, gdy zgłaszałam nauczycielom co się stało sprawy się nie rozwiązywały. Podchodziłam do dorosłej osoby ta mówiła, że porozmawia ze znęcającymi się nademną osobami, ale kończyło się to tak, że gdy nauczyciel do nich podchodził ci uciekali. Jedyne co później słyszałam to to, że nie dało się ich dogonić.

    Jak pozbyłam się prześladowców? Siłą. W piątej lub szóstej klasie zostałam z przywódcą oprawców sam na sam. Oczywiście musiał do mnie podejść i ubliżać mi. W pewnym momencie nie potrafiłam już powstrzymać emocji. Z całej siły jaką może zebrać mała dziewczynka przywaliłam mu w plecy. To był ostatni raz kiedy próbował mnie obrażać. Od niego i jego drużyny miałam święty spokój. To był pierwszy raz, gdy się postawiłam. Następnym razem zdarzyło mi się użyć siły na korkach. Nawet tam nie byłam akceptowana. Jeden z chodzących ze mną na zajęcia chłopaków wziął ode mnie telefon, aby zobaczyć moją playlistę. Jednak zabrał go i zaczął przeglądać zdjęcia i śmiać się z osób na nich przedstawionych. Aby ode mnie uciec biegł w górę dwa piętra. Mimo, że miałam słabą kondycję dostałam takiego zastrzyku adrenaliny, że deptałam mu po piętach. W końcu kopnęłam go w kostkę i odebrałam telefon.

    W gimnazjum miałam jedynie kilka osób, które mnie obrażały. Na szczęście to nie było już to co
w podstawówce. Jednak moje koleżanki miały przechlapane. Ich sprawę udało się załatwić polubownie. Ja nie miałam tyle szczęścia. Na wakacjach między drugą, a trzecią klasą gimnazjum wraz z dwoma koleżankami jechałyśmy rowerami na orlik. Spotkałyśmy trzech chłopaków z czego w jednym rozpoznałam chłopaka, który dręczył mnie w przedszkolu. W pewny momencie jeden z nich złapał za kierownicę mojego roweru i wykręcił ją tak, że upadłam. Wstałam otrzepałam się i w końcu dojechałyśmy na boisko. Tam sprawdziłam jak ma się mój iPod, telefon i okulary. IPod był cały,
w telefonie szybka połamała się tak, że ledwo się dało cokolwiek na nim robić, okulary się połamały. Byłam zdenerwowana, ale szalę goryczy przelał mój były (jak sądziłam) prześladowca. Nazwał mnie pasztetem. W tamtej chwili jedynym co widziałam była czerń. Zemdlałam? Nie, w tamtej chwili adrenalina zadziałała tak mocno, że przy mojej tuszy zerwałam się ze sztucznej murawy z prędkością geparda. Przebiegłam pół dużego boiska, aby złapać obrażającą mnie osobę wziąć za szmaty przeciągnąć przez tą samą połowę boiska i trzymać go pod płotem tak, aby nie uciekł i skopałam go.

    Pewnie wielu z was potępi moje zachowanie, ale przemocy używałam w ostateczności. Teraz potrafiłabym odeprzeć atak słowami. Jednak gdybym była zmuszona mimo wszystko użyłabym siły. Chodzi mi o sytuację, w której ktoś zachowywał by się agresywnie wobec mnie.

    Jak prześladowcy zmienili moje postrzeganie świata? Byli jedną z kilku przyczyn mojej depresji. Na początku bardzo przejmowałam się ich zdaniem. Po czasie, gdzie dotarło do mnie, że to z nimi jest coś nie tak, a nie ze mną. Zaczęłam się nie przejmować opiniami innych. Przez całe gimnazjum chodziłam z miną, którą można nazwać nie podchodź bo zginiesz. Nauczyłam się także, że uśmiech jest czymś czego twoi wrogowie nienawidzą. Widzisz wroga? Uśmiechnij się. Do mnie jeden z nich przy moim uśmiechu specjalnie zrobił głupią minę, aby mi dokuczyć. Automatycznie tak z niego zaczęłam się śmiać, że nie mogłam przestać.

     Stanęłabym przed nimi i powiedziała... sama nie wiem co bym im powiedziała. Nie wiem, czy byłabym w stanie im przebaczyć. Czy żałują tego co robili? Co oni chcieli by mi powiedzieć? Mam nadzieje, że jeśli czyta to jakiś rodzic lub nauczyciel to porozmawia o tym z dzieckiem/uczniem i zrobi wszystko co w jego mocy, aby dziecko nie przeżywało tego koszmaru. Ja dałam radę, ale czy kolejne osoby także?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Domowy Escape Roome dla fana Harrego Pottera

Mam 22 lata i nigdy nie byłam w związku

Schizofrenia na Youtube