Bodźce

         Odbieram zbyt dużo bodźców, gdy kilka osób mówi do mnie naraz nie jestem wstanie tego przetworzyć. Równie dobrze wokół mnie mógłby znajdować się wzburzony ocean. Siła nie do okiełznania. Mimo próby zrozumienia tych osób nie jestem w stanie odnaleźć się w ich słowach, czuje się jak zagubione dziecko nie rozumiejące dorosłych. Wkońcu wybucham i krzyczę, aby mówiono do mnie pokolei i spokojnie. Wszyscy patrzą się w moją stronę i są oburzeni moją reakcją, ale jak ma zareagować dziecko w napierającym na nie świecie, którego nie rozumie?

        Odczuwanie zbyt wielu bodźców ukazuje się także przy kontakcie z wodą. Gdy tylko mnie dotyka czuje jak żłobi rowki w mojej skórze, oblepia mnie. Każda kropla deszczu wbija się wgłąb mnie i przesiąka do szpiku kości. Mój prysznic nigdy nie przekracza pięciu minut. Kąpiel jest przerażającym doświadczeniem. Jakbym siedziała w wannie pełnej gorącej, lepkiej cieczy, która chce mnie pochłonąć. Rzadko kiedy pływam nie ufam wodzie. Nie potrafię się na niej utrzymać muszę mieć grunt pod nogami. Gdy na chwilę go stracę automatycznie wpadam w panikę.

       Kolejnym przykładem nadmiernego odczuwania jest nocny powrót do domu. Idąc drogą do domu co chwilę obracam się, aby sprawdzić czy nikt za mną nie idzie z ponieważ cały czas czuje czyjś oddech na policzku oraz dłonie przemieszczające się po całym moim ciele. Łzy samoczynnie lecą mi z oczu, czuje się zbrukana, upokorzona jakby naprawdę dotykał mnie ktoś ze złymi intencjami.

      Ogłoszenie parafialne nienawidzę być dotykana. Nie pamiętam czasu, w którym lubiłam może wcale go nie było. Pewnie dla większości z was jest to niezrozumiałe. Potrzebujecie go, łakniecie, gdy potrzebujecie pocieszenia, czy bliskości na co dzień. Dla mnie jego brak to norma. Codziennie dążę do tego, aby dotykano mnie jak najmniej, a najlepiej wcale. Jest dla mnie czymś wynaturzonym, czy wręcz chorym. Jednak, gdy zmuszają mnie okoliczności (czyt. w autobusie lub pocieszenie kogoś) jestem w stanie kogoś dotknąć. Nie lubię, gdy muszę mieć z kimś kontakt chociażby przez muśnięcie, czuje się jakby dana osoba wręcz przechodziła przez moje ciało. Łaskotki drażnią mnie powodując dyskomfort. W autobusie jakimś cudem wytrzymuje, ale normalnie początkowo daje się dotykać przez kilka sekund, później jakoś naturalnie wyjść z tej sytuacji, kolejnym krokiem jest próba stracenia kontaktu siłą (czyt. np. wyrwanie ręki z czyjegoś uścisku), następnie nakrzyczenie na osobę, aby przestała (już przy etapie trzecim etapie wpadam w panikę, więc krzyk w mojej sytuacji
(jak dla mnie jest czymś naturalnym), dalej hmmm... będę próbowała uderzyć albo kopnąć trzymającą mnie osobę (jak na razie tylko jedna doszła ze mną do tego etapu). Powodem tego całego stanu rzeczy jest to, że czuje się bezbronna przy dotykaniu.

       A teraz wyobraźcie sobie mnie na pierwszej rehabilitacji. Tym bardziej, że zajmował się mną mężczyzna (których dotyk jest kilka razy gorszy od kobiecego). Pan co chwila mówił mi, abym się rozluźniła, po czym jeszcze bardziej się spinałam. Tak przetrwałam 2 tygodnie rehabilitacji pełna strachu przed tym, że mnie skrzywdzi, ale z każdym dniem rozluźnienie się szło mi coraz lepiej. Po tym okresie jeszcze wiele razy byłam rehabilitowana (głównie przez mężczyzn) za każdym razem szło mi coraz lepiej. Zaznaczmy jeszcze, że przy osobniku przeciwnej płci nieswojo czuje się także, gdy nie jestem przez niego dotykana. Stąd też można wywnioskować, że jestem mistrzynią związków międzyludzkich.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Domowy Escape Roome dla fana Harrego Pottera

Mam 22 lata i nigdy nie byłam w związku

Schizofrenia na Youtube